Bon appétit!

Dziś bez przepisu. Bo od kilku dni nie wychylam nosa z łóżka, grzecznie połykam antybiotyk, popijam syropem i pluję sobie w brodę, że znowu jestem chora. Na nic zdają się witaminowa dieta i suplementy, gdy plucha na dworze. Ale dziś pojawiło się słońce i siły, które wracają powoli - wraz z chęcią opuszczenia przytulnego legowiska. Przepisu nie będzie też dlatego, że obraziłam się na piekarnik - udało mi się spalić najprostsze w świecie ciastka kokosowe. A i w chorobie apetytu nie było. Za to apetyt na książki i filmy - owszem!


Moim nowym starym odkryciem stała się pani Julia Child - niesamowita osobowość kulinarna, która spopularyzowała francuską kuchnię w amerykańskich domach. Od pewnego czasu z lubością oglądam fragmenty prowadzonego przez nią programu telewizyjnego The French Chef i coraz bardziej ją lubię. Tą wysoką, dowcipną kobietę, z uśmiechem wspominającą lata spędzone w Paryżu. Kochającą masło i dobre jedzenie. Wydawać by się mogło, że dla mnie jako wegetarianki jej pomysły mogą okazać się w większości nieprzydatne - nic bardziej mylnego. Myślę, że nie raz skorzystam z jej przepisów na wypieki, desery, warzywa, a i te bardziej mięsne potrawy też pewnie zainspirują mnie niejednokrotnie. I mimo, że w tym roku minie już 10 lat od jej śmierci, to na pewno jeszcze mnóstwo się od niej nauczę.

***
Jeśli chcesz być na bieżąco z nowymi wpisami, które pojawiają się na blogu, odwiedź moją stronę na Facebook'u lub Google+

Brak komentarzy

Prześlij komentarz